czwartek, 10 września 2015

#Zawieszam, ale nie odchodzę.

Pisanie idzie mi ostatnio topornie, nie oszukujmy się wena uciekła, a zapał wyparował. Tak bywa i naprawdę was za to przepraszam, ale to nie zależało ode mnie. Ale nie odchodzę. Mam nowego bloga http://magymany.blogspot.com. Nie jest to opowiadanie i nic z tych rzeczy (będzie trochę potterowsko) ale blog typowo o mnie. Poznacie tam bliżej mnie i moją przyjaciółkę. Blog dotyczy mody, sportu, naszych hobby (w tym HP ♥)  i nastolatkowego życia. Mama nadzieję, że ci którzy byli za mną od początku na tym blogu odwiedzą mnie również na tamtym. Jeszcze raz was przepraszam. Może kiedyś jeszcze wrócę, ale myślę, że to mało prawdopodobne, bo nie oszukujmy się, ale pisanie nie jest moim przeznaczeniem :)

Dziękuję wam wszystkim za te wspaniałe pół roku ♥♥♥ I mam nadzieję, że zobaczymy się na Magymany :)

Mania :* ♥☻☺♦♣♠○

piątek, 28 sierpnia 2015

#Przerwa

Witajcie!
Na pewien czas zawieszam bloga. Nie wiem ile to potrwa, ale obowiązki szkolne wzywają. Zresztą nie tylko szkolne, zmagam się teraz z wieloma problemami i blog jest ostatnią rzeczą, o której teraz myślę. Ale postaram się wrócić.
Mania :*

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 11 "Tak wiele do wyjaśnienia"

- Dorcas? – Usłyszała znajomy głos, gdy szła korytarzem.
Odwróciła się szybko i zobaczyła starszego mężczyznę z posiwiałą brodą i długą, fioletową szatą do ziemi.
- Profesor Dumbledore? – spytała zaskoczona.
Dyrektor rzadko kiedy opuszczał gabinet, chyba, że miał jakiś naprawdę ważny powód. Zwykle był nim głód, bądź chęć przewietrzenia się w pobliskiej wiosce, ale jeszcze nigdy Dorcas, nie wiedziała, żeby chodził sobie, tak po prostu po korytarzach Hogwartu.
- Moja Droga, pozwól ze mną na chwilę, chciałbym z tobą pogadać… - Dyrektor uśmiechnął się znad okularów połówek, zachęcając Dorcas, by poszła razem z nim.
- Ale lekcje… - jęknęła obawiając się kolejnego szlabanu.
- Och, o to się nie martw, jesteś zwolniona ze wszystkich, do końca dnia.
Przez chwilę szli w milczeniu, a Dor czuła się coraz bardziej poirytowana. Po co dyrektor ją tutaj ściągnął ? Może uznał, że nie jest ona godna należenia do Zakonu Feniksa i postanowił zmodyfikować jej pamięć. Albo dowiedział się, że wczoraj w nocy była na błoniach razem z Syriuszem i chciał ją ukarać. Nim jednak zdążyła wymyślić kolejny powód, dla którego Albus Dumbledore chciał z nią porozmawiać, dyrektor odezwał się prawie, że szeptem:
- Dorcas, posłuchaj mnie, czy tamtego dnia, gdy razem z Syriuszem walczyliście ze Śmierciożercami coś się wydarzyło? Czy o czymś się dowiedziałaś?
-On wie! – pomyślała Dor. – Wie o tym co powiedział mi Voldemort. – Nie! – odparła już na głos nerwowo przełykając ślinę.
- Jesteś pewna, że nie chcesz mi o niczym powiedzieć? - Dumbledore przeniósł na nią swój świdrujący wzrok, a ona, mocniej zaciskając palce na skrawku szaty, powtórzyła:
- Nie naprawdę…
Przez twarz Dumbledore jakby przemknął cień zrozumienia, ale zaraz powrócił na nią dawny uśmiech.
- Jeśli tak uważasz to myślę, że nie mamy o czym rozmawiać…A teraz możesz wracać do dormitorium, nie musisz iść z powrotem na lekcję.
Dor skinęła głową, po czym jak najszybciej pomknęła w stronę wieży Gryffindoru.

~*~

- On wie! – Dorcas rzuciła się zrezygnowana na jeden z foteli.
- Co? – Syriusz usiadł naprzeciwko niej, na kanapie, opierając się plecami o miękką poduszkę.
Akurat była przerwa na lunch i wszyscy Gryfoni siedzieli w Wielkiej Sali, więc pokój wspólny był całkowicie pusty.
- O rodzicach… - Dor jęknęła przecierając zmęczone oczy.
- Ale kto?
- Dumbledore! – wyjaśniła, wywracając oczami.
- Powiedział ci? – Syriusz wytrzeszczył oczy.
- Nie tak dosłownie. – Wzruszyła ramionami. – Ale on o tym wie, na pewno. Podszedł do mnie dziś na korytarzu i spytał się czy jest coś, o czym chciałabym mu powiedzieć…
- A ty oczywiście powiedziałaś, że nie! – odparł wspaniałomyślnie.
- A co miałam powiedzieć! – Dor lekko dotknięta zmarszczyła brwi.
- No nie wiem… - Udał, że się zastanawia. – Może prawdę?
- W takim razie czemu ty nie powiesz prawdy Jamesowi – odgryzła się, odrzucając o tyłu włosy. – Nie wiem czy wiesz, ale to ty nie powiedziałeś mu o tych całych snach, które uważasz za przepowiednie.
- To co innego…
- Mylisz się. Kłamstwo to kłamstwo i zawsze będzie nieść za sobą konsekwencje, niezależnie od tego jakie ma się intencje.
- Dobrze, dobrze! – Uniósł ręce w obronnym geście. – Pójdę do Jamesa i mu wszystko wytłumaczę, ale ty masz iść za to do Dumbledore i powiedzieć mu całą prawdę, ale nie za darmo. - Uśmiechnął się Huncwocko.
- Czego chcesz?
- Jeśli ty nie powiesz Dumbledorowi, ale ja powiem Jamesowi umówisz się ze mną, a jeśli będzie odwrotnie...To będziesz mogła zrobić ze mną co tylko ci się podoba... - Poruszył sugestywnie brwiami, za co oberwał poduszką po twarzy. - A jeśli oboje powiemy lub nie powiemy to jesteśmy kwita. Mamy siedem dni.
Dorcas wywróciła oczami, ale ostatecznie uścisnęła jego wyciągniętą dłoń.
- Zgoda…
- No to powodzenia! – Syriusz wstał zadowolony z kanapy i ruszył w stronę wyjścia.


~*~

I znów stała przed gargulcem. Zdała sobie sprawę z tego, że od pewnego czasu dość często znajdowała się w gabinecie dyrektora. O wiele częściej, niż mogłaby się tego spodziewać. Ale to miało związek z tym, że przez ostatnie kilka tygodni bardzo się zmieniła, może dlatego stała się kimś bardziej wartościowym, kimś kto może wiele zmienić.
W końcu wyrwała się z zamyślenia, z zamiarem wejścia do gabinetu. Już miała wymówić hasło, kiedy nagle gargulec sam odskoczył w bok, a tuż zza niego wyłonił się Albus Dumbledore. Na jego twarzy, tym razem, nie było już uśmiechu, ale zdeterminowanie jakiego dotąd nie widziała.
- Dorcas, jak dobrze, że cię widzę – odetchnął na jej widok. – Musisz jak najszybciej zebrać członków Zakonu Feniksa. Zbierzcie się przy wyjściu z zamku, potem wam wszystko wyjaśnię!
Dorcas lekko zaskoczona tylko pokiwała głową i ruszyła w stronę Wielkiej Sali.

~*~

- Albusie, co się dzieje? – Minerva McGonagall zrównała się krokiem z dyrektorem. – Przed bramą roi się od Aurorów, mówią, że przybyli na twoje wezwanie!
Dumbledore tylko kiwnął głową.
- Wyjaśnisz mi w takim razie, o co chodzi? – Profesorka zagrodziła mu drogę, chwytając się za biodra.
- Została porwana uczennica – odparł z pełną powagą, a McGonagall zakryła dłonią usta. – Nie wiemy dokładnie jak to się stało – kontynuował – ale chyba sama opuściła zamek. Niedługo po tym, o jej zniknięciu, poinformował nas Pan Pettigrew. Przeszukaliśmy dokładnie zamek i jego okolice i faktycznie nigdzie jej nie ma. Całą sprawę jednak wyjaśnił ten list… - Podał McGonagall zwitek pergaminu.

„Jeśli nie dostanę tego, czego żądam, już nigdy nie zobaczycie jej żywej”

- Albusie, o co w tym chodzi? – Oddała mu list. Była coraz bladsza. – I właściwie, która z uczennic została porwana?
- Mieszka w twoim domu Minervo. – Dumbledore spojrzał na nią smutno. – Nazywała się Mary, Mary Macdonald.

~*~

Cała szóstka siedziała na schodach przy głównym wejściu do zamku. Co się działo? Nikt nie chciał im wyjaśnić. Siedzieli w milczeniu, pogrążeni jedynie we własnych myślach.
Dorcas podenerwowana bawiła się sowimi włosami, podczas gdy Alicja cicho płakała przytulona do Franka. Zaś Remus, Peter i Syriusz wpatrywali się tylko tępo w podłogę, tak jakby to mogło w czymś pomóc.
- Dlaczego nam nie pozwolili pójść? Dlaczego w ogóle nam nie powiedzieli co się dzieje? Wiemy tylko to, że porwali Mary… - Remusowi załamał się głos. – Ale dlaczego, do jasnej cholery, nic nie możemy zrobić?!
- Remus… - Dorcas położyła mu rękę na ramieniu. – Wszystko będzie dobrze…
Pokiwał tylko lekko głową, choć widać było, że go to nie przekonało.
Jej też chciało się płakać, cała ta sytuacja ją przytłaczała. Potarła dłonią brew, starając się zebrać myśli. Lily i James też powinni tu być. Nie byli co prawda członkami Zakonu Feniksa, ale teraz mało ją to obchodziło. Dumbledore wyraźnie jej powiedział – Musisz jak najszybciej zebrać członków Zakonu Feniksa, ale nie zamierzała go słuchać. Lily i James też mieli prawo wiedzieć co się stało. W końcu Mary też była ich przyjaciółką.
- Idę po Evans i Pottera. – W końcu wstała, puszczając kosmyk włosów, którym się przed chwilą bawiła.
- Idę z tobą! – Syriusz momentalnie zerwał się z miejsca.
- Nie musisz, naprawdę…
- Ale chcę – odparł cicho i zaraz oboje weszli ogromnymi wrotami do wnętrza zamku.
Szli w milczeniu, ale Dorcas to nie przeszkadzało. Wciąż myślała o Mary i o tym, by nic jej się nie stało. W jej głowie pojawiało się też wciąż pytanie Dlaczego Mary, Lily i James nie dostali zaproszenia do Zakonu Feniksa? W końcu oni też mieli zamiar zostać Aurorami i byli z pewnością bardziej godni zaufania niż ona sama.
- Dor? – Syriusz wreszcie się odezwał, gdy dochodzili już do wieży Gryffindoru.
- Tak? – spytała wyrwana z zamyślenia.
- Zobacz kogo nam tu przywiało – odparł z przekąsem, wskazując głową na dwie postacie, stojące przy portrecie Grubej Damy.
- Witaj James, witaj Liv… - Dorcas przywitała ich z nieco sztucznym uśmiechem, ale Potter i tak już doskonale wiedział, jak traktuje jego relacje z Krukonką.
- My się znamy? – blondynka zaskoczona odwróciła się do Dorcas. – Liv, Liv Lacroix.
- Dorcas Meadowes. – Zaskoczona uścisnęła jej dłoń.
- A my nie musimy się sobie przedstawiać – dodała patrząc na Syriusza, który już lekko rozpłynął się na jej widok. W sumie teraz wyglądała znacznie lepiej niż wtedy, gdy siedziała cała przemoknięta na trybunie.
Dor poirytowana trzepnęła go dyskretnie w głowę.
- Wybacz, ale czy możemy na momencik porwać Jamesa? – spytała znów spoglądając na blondynkę.
- Oczywiście! – Pokiwała głową, jakby to faktycznie było oczywiste. – To do zobaczenia James!
Potter nie odzywając się nawet słowem, tylko pomachał jej na pożegnanie.
- James, musisz z nami pójść. – Dor westchnęła. – Ale ty Syriusz pójdź jeszcze, po Lily. – Te słowa podziałały na Pottera jak dobry łyk ognistej whisky.
Nim Syriusz zdążył zniknąć za obrazem odezwał się lekceważącym tonem.
- Nigdzie nie idę z tą… - urwał za co Dor szczerze mu dziękowała. Nie miała ochoty go teraz bić.
- Jeśli chcecie urządzać, jakieś romantyczne wieczorki, żeby nas razem zeswatać, to mówię stanowczo NIE!
- James jesteś okropny! – Dor zmarszczyła brwi, posyłając mu mordercze spojrzenie. – Myślisz tylko o sobie. Jesteś naprawdę samolubny!
Potter tylko wzruszył ramionami.
- W takim razie, o co chodzi? – spytał wkładając ręce do kieszeni.
- Mary została porwana przez Śmierciożerców…

~*~

- Żartujecie sobie prawda? - Lily zaśmiała się nieco nerwowo, gdy powiedzieli jej co się stało.
- No...Niestety nie... - Dor spuściła głowę.
- Jezus Maria... - Ruda zakryła dłońmi twarz, siadając na schodach przed wejściem. - To wszystko moja wina...
-Lily co ty gadasz? - Dorcas objęła ją ramieniem.
- To ja... - chlipnęła, a po jej policzkach spłynęły łzy. - Pokłóciłam się z nią parę godzin temu i ona wybiegła...Nic nie mogłam zrobić, ona wyszła przez wrota i gdy poszłam za nią ona już zniknęła... - Zalała się łzami i nie była już w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa.
- Lily nie zadręczaj się. - Dorcas podała jej chusteczkę, gdy obie wstały, by dołączyć do siedzących niżej przyjaciół.
Nim Lily zdążyła odpowiedzieć usłyszeli huk i tuż przed nimi zmaterializowali się Dumbledore i trzej inni Aurorowie. Jeden z nich trzymał na rękach czyjeś wątłe, wręcz pozbawione życia, ciało. Remus w jednaj chwili zerwał się z miejsca i podbiegł do mężczyzny, który trzymał zimną i mokrą od krwi Mary.
- Co się stało? - spytał, a w jego oczach malowała się rozpacz.
- Była torturowana Remusie. - Dumbledore odparł z powagą.
- Ale... - Lunatyk chciał coś powiedzieć, ale dyrektor uciszył go gestem ręki.
- Wiem, że jest wam ciężko, ale na razie ona jest bardzo wyczerpana i musi odpocząć. Najlepiej będzie, jeżeli na razie nie będziecie jej odwiedzać. - wyjaśnił, po czym wraz z resztą Aurorów zniknął za wrotami zamku.

~*~

To był dzień pełen rozpaczy i smutku. Atmosfera była tak przygnębiająca, że nawet Lily i James przestali się kłócić i zapomnieli o swoich problemach. Dumbledore rozmawiał z ich dwójką i także zaprosił ich do dołączenia do Zakonu Feniksa, ale czemu dopiero teraz nie chciał zdradzić.
O porwaniu Mary, także wiedziało tylko niewiele osób, a z uczniów, tylko ich ósemka. Nie mogli jednak z nikim rozmawiać na ten temat, chociaż sami niewiele wiedzieli. Mogli jedynie mieć nadzieję, że z czasem wszystko zostanie im wyjaśnione. Jednak każdy kolejny dzień, co raz bardziej doprowadzał ich do rozpaczy. Wciąż nie mogli widywać się z Mary i wciąż nic im nie wyjaśniono. To było tak przygnębiające, że prawie każdy dzień mijał im w ciszy, tak jakby bali się, że gdy się odezwą, może stać się coś złego. Tylko Remus jako jedyny zachował zdrowy rozsądek i zawzięcie zbierał podpisy uczniów, gotowych brać udział w „Kursie na Aurora”. Chociaż wiedział, że to w niczym nie pomoże Mary, nie chciał się zadręczać i póki co udało mu się zebrać 12 podpisów. Osiem należało do nich, dziewiąty do namówionej przez Jamesa Liv, zaś trzy ostatnie do jednego Gryfona z siódmej klasy i dwóch Puchonów, których rodzice byli Aurorami.
O stanie zdrowia Mary na bieżąco informował ich dyrektor, lecz to im nie wystarczało. Dor do końca umowy z Syriuszem został dokładnie jeden dzień, dlatego postanowiła skorzystać z okazji i spotkać się z Dumbledorem i od razu dopytać się o Mary.
Gdy tylko przekroczyła próg gabinetu, dyrektor zaprosił ją gestem ręki, by usiadła, po czym zapytał:
- Jak samopoczucie? Po jutrze wyjeżdżamy.
Dor mruknęła pod nosem coś niezrozumiałego i usiadła naprzeciwko ogromnego biurka.
- Co cię do mnie sprowadza Dorcas? - Dyrektor spojrzał na nią przyjaźnie znad okularów połówek.
- Chciałam z panem o czymś porozmawiać... - zaczęła trochę zakłopotana.
- Zamieniam się w słuch – odparł z uśmiechem.
- Chciałam powiedzieć, że miał Pan rację... Wtedy w tym lesie coś się wydarzyło – urwała, lecz Dumbledore milczał, więc wzięła głęboki wdech i kontynuowała. - On powiedział, że moi rodzice...Że oni...To... - Przełknęła ślinę nie mogąc z siebie tego wydusić.
- Rozumiem. - Profesor westchnął ciężko. - I doskonale wiem jak się czujesz.
- Myślę, że Pan jednak nie wie – pokręciła głową, mocno powątpiewając w słowa dyrektora.
- Chciałem powiedzieć ci o tym już dawno, ale nie miałem prawa. Nie miałem prawa psuć ci tak pięknego dzieciństwa. Mogli ci to powiedzieć jedynie przyszywani rodzice.
- Pan wiedział? - Dorcas nie kryła oburzenia. - Przez te wszystkie lata?
- Nie od razu – wyznał smutno. - Znałem twoich prawdziwych rodziców bardzo dobrze, można powiedzieć, że byli oni moimi najlepszymi przyjaciółmi. Uczyłem ich oboje transmutacji, kiedy dyrektorem szkoły, był jeszcze Armando Dippet. Byli wspaniałymi ludźmi.
- Ale co takiego się stało? - Dorcas zagryzła wargę. - Jak...Jak zginęli...?
-Pamiętam ten dzień do dziś. - Pogładził długą brodę w zamyśleniu. - Poszedłem ich odwiedzić, a ponieważ mieszkali blisko szkoły, bo w samym Hogsmeade, to dość często to robiłem. Drzwi w domku były wyważone, a ja zaraz znalazłem ich martwe ciała, a ty i twoja siostra zniknęłyście...
- Miałam siostrę? - Dorcas zakryła dłonią usta.
Te wszystkie informacje spłynęły na nią tak nagle, że była lekko roztrzęsiona.
- Przez wiele lat was poszukiwałem. - Dyrektor wyjaśnił. - Na marne. Wasze nazwiska zostały zmienione. Aż w końcu, pewnego dnia, pojawiłaś się w Hogwarcie, a ja uważnie obserwowałem wszystkie uczennice z tego samego rocznika co ty...
- Po co Pan to robił? - wpadła mu w słowo, opuszczając wzrok.
- Przysiągłem twoim, rodzicom, że zawsze będę robił co w mojej mocy, by im pomóc.
- A dlaczego właściwie Lord Voldemort chciał ich zabić?
- Z wielu powodów. - Dumbledore wygodniej usadowił się w fotelu. - Na pewno jednym z nich było to, że chodzili razem do szkoły. Twój ojciec, był co prawda cztery lata młodszy od Voldemorta, ale od początku nie podobało mu się to, jak ówczesny Tom Riddle traktuje słabszych od siebie. Mimo swojego młodego wieku, twój ojciec często stawał w obronie tych , których Voldemort gnębił.
- A moja matka? - Dor przełknęła ślinę.
- Ona pojawiła się w Hogwarcie pięć lat po twoim ojcu. Gdy on skończył już szkołę został Aurorem i po paru latach, gdy twoja matka również zdawał testy na Aurora on był jej koordynatorem. I tak właśnie...
- Się poznali – dokończyła za niego.
- Trzy lata później wzięli ślub, a po roku urodziła się twoja siostra Eliza. - Dumbledore przez chwile wpatrywał się smutnym wzrokiem w pustkę za plecami Dorcas, ale po chwili odchrząknął. - A po kolejnych trzech latach ty pojawiłaś się na świecie.
- Ale dlaczego ja nic, a nic nie pamiętam? - Dorcas przeczesała ręką włosy. - Przecież miałam już 3 lata, coś powinnam zapamiętać.
- Zaklęcie zapomnienia Droga Dorcas. - wyjaśnił kiwając głową. - Voldemort nie chciał byście cokolwiek pamiętały, do momentu, gdy sam nie zechce wam tego wyjawić.
- I mu się udało...
- Nie mamy pewności czy Eliza o tym wie... - Dumbledore zamyślił się przez chwilę. - Ale szczerze w to wątpię...
- A czy wiadomo, gdzie ona teraz jest? - Dorcas spytała z nadzieją.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo. - Dumbledore pogładził swoją długą srebrzystą brodę. - Ale wznowie moje poszukiwania, jeśli tego chcesz.
- Dziękuję. - Dor szepnęła niemal niedosłyszalnie.
- Jest jeszcze jedna rzecz., myślę że chciałabyś o tym wiedzieć. Twoi rodzice nazywali się Eadlyn i Seamus Destineytowie.
- Czyli ja nazywałam się Dorcas Destiney? - Dumbledore pokiwał głową. - Ale dlaczego Voldemort nie zabiła ani mnie ani mojej siostry?
- Myślę, że doskonale znasz odpowiedź na to pytanie – posłał jej znaczące spojrzenie.

- Zabiłem twoich rodziców 15 lat temu. - Czarny pan kontynuował. - I oddałem cię do tych mugoli. Musiałem się ciebie pozbyć, żałuję do dziś, że cię nie zabiłem.
- To zabij mnie teraz! - Dor syknęła przez zęby z determinacją. Nie wierzyła w to wszystko. To był jakiś stek kłamstw, przecież zna swoich rodziców bardzo dobrze i wie, że nigdy by jej nie okłamali.
-W sumie mógłbym cię teraz zabić...- Voldemort zamyślił się. – Ale czy chcesz takiej śmierci? Nie wolałabyś do nas dołączyć. Była byś idealną kandydatką na Śmierciożerczynię. Miałem nadzieję i mam ją do dziś, że jak dorośniesz dołączysz do naszych szeregów i razem zawładniemy tym światem.

A co gdyby dołączyła wtedy do szeregów Czarnego Pana? Jak teraz wyglądało by jej życie? Może nie musiała, by znosić tych wszystkich rzeczy, na które jest narażona w Hogwarcie...
Jak najszybciej odepchnęła od siebie te myśli. Jak w ogóle mogła mieć wątpliwości co do swojego wyboru.
Ale nagle sobie o czymś przypomniała.
- Panie profesorze?
- Yhym?
- Wtedy w lesie, wśród Śmierciożerców, był chyba Severus Snape – wyjaśniła lekko drżącym tonem.
Twarz Dumbledore'a przebrała poważnego wyrazu, ale po chwili odezwał się do niej tym samym pogodnym tonem.
- Dziękuję, że mi to powiedziałaś.
Dor kiwnęła lekko głową i wstała z krzesła.
- To ja chyba będę się już zbierać... - odparła lekko zakłopotana.
- To świetny pomysł, może zdążysz jeszcze na śniadanie! - Mrugnął do niej.
Dorcas pośpiesznie skierowała swoje kroki w stronę drzwi i już miała wyjść, kiedy przypomniała sobie, po co tak właściwie chciała odwiedzić Dumbledore'a.
- Profesorze, co z Mary? - spytała odwracając głowę.
- Pani Macdonald jest w dobrych rękach, nic jej nie będzie.
- Ale...- napotkała spojrzenie Dumbledore'a. - Dobrze, dziękuję...- Już chciała przekręcić klamkę, kiedy drzwi rozwarły się z hukiem i wpadła przez nie rozwścieczona McGonagall, a za nią Syriusz i James.

~*~

Kilkanaście minut wcześniej

- Poranna poczta! - Ktoś krzyknął, kiedy przez wylot w dachu wleciała gromada sów niosących przeróżne paczki i lity.
Jedna z kopert wpadła wprost do talerza Lily Evans. Zgarnęła go szybko, by nikt go nie zobaczył, ale James Potter już od dobrych kilku minut uważnie ją obserwował i nic mu nie umknęło.
Po całej sprawie z Mary uznali, że zapomną o tym co się wydarzyło, nie zmieniało to jednak nic w ich dotychczasowych relacjach. James przeprosił też Remusa i od teraz już normalnie za sobą rozmawiali.
- Evans, pokaż co tam chowasz. - Okularnik pochylił się nad stołem, próbując dojrzeć list, który Lily pośpiesznie próbowała ukryć.
- To nie twoja sprawa Potter! - warknęła poirytowana.
- Myślę, że jednak moja! - wyszczerzył się. - Pokaż to! - I wyrwał z jej ręki zwitek pergaminu.
- Potter! To mój osobisty list! - Lily wściekała rzuciła się przez stół na czarnowłosego, przewracając tym samym misy z jedzeniem.
- Oddawaj! - krzyknęła próbując dosięgnąć list, który James trzymał w wyciągniętej, do góry, ręce.
- Co tu się dzieje?! - Nagle przy ich stole pojawiła się Minerva McGonagall.
- Och, Pani Profesor! - Lily w jednej chwili stanęła na baczność, poprawiając swoją odznakę Prefekta. Przy okazji wyrwała List z dłoni Rogacza, który zaskoczony pojawianiem się profesorki opuścił rękę.
- Wasze zachowanie jest karygodne! - McGonagall oparła się rękami o stół.
W jednaj z nich trzymała niewielkie pudełko, które przed chwilą musiała przynieść jej sowa.
- Jeszcze jedna taka sytuacja, a dostaniecie szlaban! - Zagroziła im palcem, puszczając przy tym paczuszkę.
James skorzystał z okazji i szybko po nią sięgnął, co na szczęście, umknęło uwadze profesorki.
- Ach i Panno Stweart – zwróciła się do Alicji, nienaturalnie uprzejmym tonem. - Gratuluję!
Po czym odeszła od stołu.
Alicja szybko tłumaczyła Lily, że nie ma pojęcia o co chodzi, a James w tym czasie pokazywał pudełko Frankowi, Peterowi i Remusowi, ponieważ Łapa jak zwykle zaspał. To trwało zaledwie kilka sekund, kiedy uchylił wieko i zagwizdał z podziwem, na widok czarnej, obcisłej, koronkowej bielizny.
McGonagall, która zapomniała o paczce, zdążyła dojść już do końca stołu Gryfonów, kiedy usłyszała głos Jamesa:
- Spójrzcie tu jest jeszcze karteczka „Mam nadzieję, że ci się spodoba, twój Argus”
- Potter! - wydarła się, odwracając się w stronę okularnika.
Przyśpieszyła kroku, a James już wiedział co się zaraz stanie. Nim McGonagall zdążyła go dopaść zerwał się z miejsca, chwytając pudełko i ruszył w stronę wyjścia z Wielkiej Sali.
- Potter, zatrzymaj się w tej chwili! - Ale James nawet o tym nie myślał i gnał co tchu korytarzem.
Zaraz skręcił za rogiem, wpadając wprost na Syriusza. Nic nie wyjaśniając, wcisnął mu do rąk pudełko i zniknął w korytarzu. Black zszokowany szybko je otworzył, a zaraz zatrzasnął przerażony, gdy zobaczył co jest w środku. Nic z tego nie rozumiał, ale gdy zza zakrętu wypadła rozwścieczona McGonagall wszystko stało się jasne.
- Black, oddawaj mi to!
Syriusz dłużej nie zwlekając popędził korytarzem, dopadając najbliższych schodów, prowadzących na wyższe piętra. McGonagall wciąż nie dawała za wygraną. Syriusz biegł przed siebie, gdy nagle poczuł, że upada. Usłyszał głośne miauknięcie, a pudełko, które niósł, wypadło mu z rąk.
Za chwilę na miejscu pojawiła się profesorka. Jakie zdumienie malowało się na jej twarzy, gdy ujrzała Syriusza rozciągniętego na podłodze, a tuż obok lekko poturbowaną Panią Norris. A zawartość pudełka, które niósł Black wylądowało na głowie woźnego Argusa Filcha, który aż kipiał ze złości.
- Pani Profesor, to nieporozumienie! - Łapa szybko wstał z podłogi.
- Nie mnie będziesz się tłumaczył, tylko dyrektorowi! - krzyknęła. - To była moja osobista przesyłka, nie mieliście prawa! - Syriusz nigdy nie widział jej takiej wściekłej. - A teraz za mną! Idziemy po Pana Pottera!

~*~

Następnego dnia już cała szkoła wiedziała o incydencie z drogą bielizną profesor McGonagall, ale mimo że wiele osób plotkowało na ten temat, nie każda wersja była prawdziwa. Jedną z najdziwniejszych rozpowiadały dziewczyny z Ravenclawu, w której to James, w trakcie śniadania, wręcza McGonagall przesyłkę z intymnym prezentem, który sam dla niej kupił. Nieszczęśliwie pojawia się tam Syriusz w obecności Dumbledore'a. McGonagall oddaje paczkę Syriuszowi i sama ucieka w obawie, że ktoś dowie się, że miała romans z uczniem. Po drodze jednak spotyka miłość swojego życia – Argusa Filcha – i rzuca mu się w ramiona. Syriusz, który wie jak bardzo Jamesowi zależy na profesorce, obrzuca ich dwójkę prezentem od Pottera.Reszta plotek mimo, że bliższych prawdy, brzmiała podobnie.
Wszyscy najwyraźniej byli zachwyceni tym, że w szkole coś się dzieje, ale nikomu, kto znał Mary Macdonald nie było do śmiechu. Nadal nie mieli żadnych konkretnych informacji.
Dorcas właśnie pakowała się do obszernej fioletowej walizki, którą miała zamiar zabrać do Londynu. Mieli tam pojechać na, co prawda, zaledwie pięć dni, ale Dor miała ogromny problem z wyborem ubrań i na wszelki wypadek wzięła ich trochę więcej.
W końcu zatrzasnęła walizkę i usiadła zmęczona na łóżku. Dziś mijał dokładnie tydzień od jej zakładu z Łapą i była bardzo ciekawa czy wywiązał on się z obietnicy. Zostało mu niecałe pięć minut, bo właśnie tyle zostało do północy.
Reszta dziewczyn już spała, więc Dor cichutko wyślizgnęła się z dormitorium, zajmując miejsce w Pokoju wspólnym. Za chwilę powinni zjawić się tam Syriusz i James, wracający ze szlabanu u Profesor Sprout. Przez najbliższe dwa tygodnie mieli jej pomagać w cieplarni, przy przeróżnych roślinach. Nie była to najsurowsza kara, bo Filch, na początku, proponował, by przywiesić ich za ręce do sufitu lub dać bezterminowy zakaz gry w Quidditcha. Na pierwsze nie zgodził się dyrektor, a na drugie sama McGonagall, której nad wyraz zależało na zdobyciu w tym roku pucharu w rozgrywkach.
Dor się nie pomyliła i za chwilę przez dziurę pod portretem, weszli do pokoju James i Syriusz.
- Hejka Dorcas! - przywitali ją. - Ty jeszcze nie śpisz?
- Właśnie nie James, bo widzisz mam do ciebie małe pytanko – odparła z uśmiechem.
- Pytaj o co chcesz! - usiadł na kanapie, naprzeciwko Dor, a Syriusz tuż obok niego.
- Czy nasz kochany wujek Łapcio, mówił ci coś o swoim śnie? - Pochyliła się do Pottera, podczas gdy siedzący obok Syriusz lekko zbladł.
Rogacz pokręcił przecząco głową. Dorcas chwilę się zastanowiła, po czym wstała z fotela.
- Rozumiem – odparła kiwając głową. - Dobranoc! - i ruszyła w stronę schodów prowadzących do damskiego dormitorium.
- Dorcas?! - Syriusz krzyknął za nią, gdy była już na trzecim stopniu.
Odwróciła głowę i słodko się uśmiechając odparła:
- My później się policzymy! - Po czym zniknęła na schodach.

*♥♥♥*

Witajcie!
Udało mi się odzyskać rozdział ufff...
Z tego powodu, że nie miałam do niego dostępu przez kilka dni mogą pojawić się błędy, ale to chyba już standard :) Rozdział jeden z dłuższych bo ma 8/9 stron w Wordzie.
Wiem, że mnie zabijecie za Mary, ale żeby nie było tak smutno dałam śmieszny fragmencik, mam nadzieję, że się wam podobał :)
Czekam na wasze opinie :)
Do napisania Mania :*